Na dobrej drodze

Minął prawie miesiąc od mojej przeprowadzki. Choć na początku było ciężko to nie żałuję, choć czasem mam myśli typu „Po co mi to było?”. Powoli poznaję to miasto, wdrążam się w nowej pracy, poznaję nowe osoby. Uczę się na nowo codzienności związku.

Co prawda karnisz nadal woli leżeć niż wisieć, jednak żyrandolowi udało się trafić w końcu na sufit. P. ma swoje zrywy aktywności Złotej Rączki, które są nagłe, niespodziewane i pojawiają się najczęściej w momentach najmniej pożądanych. Ostatnia fala przypadła na godzinę przed naszym wyjściem do kina. Ledwo nam się udało zdążyć przed przepadnięciem rezerwacji (biletów nie kupuję wcześniej, gdyż P. często nagle zmienia plany lub zapomina się spojrzeć na zegarek).

Udało mi się nawet na nowo ruszyć z moją pracą magisterską. Myślę, że powinnam teraz wpaść w ciąg, tak by ukończyć ją na czas.

Za kilka dni obchodzimy z P. 8 rocznicę. Jak ten czas szybko leci… Później moje urodziny, wyjazd P. do Stanów, obrona i 27 rocznica ślubu moich rodziców. Same okazje do świętowania.

Lublin wydaje mi się odległym wspomnieniem, trochę nierealnym. Pamiętam jednak tylko jego piękno i niezwykły klimat. Myślę, że chyba już zawsze będę go darzyć pewnym sentymentem i ciężko będzie mi nie patrzeć na to miasto inaczej niż przez różowe okulary.

No ale zmiany w życiu są potrzebne. Jak na razie powoli zaczynają wychodzić mi na dobre, więc oby tylko tak pozostało…

Dodaj komentarz